W tym roku co czwarty absolwent szkół ponadgimnazjalnych nie zdał matury. Oznacza to,że ponad 84 tysiące polskich maturzystów /do egzaminu przystąpiło prawie 344 tys. młodych ludzi/ nie spełniło podstawowych wymagań egzaminacyjnych. Wicedyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej,były minister edukacji narodowej Mirosław Sawicki zasugerował,że przyczyna tak słabych wyników tkwi w tym,że to „taki rocznik…”. Jest to bardzo wygodna i zarazem prymitywnie prosta próba wytłumaczenia tej dramatycznej sytuacji. Tłumaczenie takie zdejmuje automatycznie jakąkolwiek odpowiedzialność z państwa i osób tworzących kształt systemu edukacyjnego. Winna jest po prostu sama młodzież,czas,w którym przyszło jej zdobywać wiedzę,może jakieś czynniki zewnętrzne,ale na pewno nie rząd,nie minister,nie ustrój oświatowy,nie system kształcenia,nie szkoła.

Ja twierdzę jednak,że tej matury nie tyle nie zdała młodzież,co rząd,Minister Edukacji Narodowej Katarzyna Hall,system oświatowy, poziom kształcenia – i od tego wszystkiego uzależniona szkoła. Ale za błędy rządu i systemu edukacyjnego zapłaci niestety młodzież,konsekwencje poniesie z osobna każdy młody człowiek spośród 84 tysięcy tych,którzy w tym roku nie zdali matury.

Z nie mniejszym zdumieniem niż samousprawiedliwiającą sugestię ministra w rządzie SLD – PSL i wicedyrektora CKE za rządów PO – PSL Mirosława Sawickiego przyjąłem wypowiedź twórcy reformy oświatowej i ministra w rządzie AWS-UW Mirosława Handke,który stwierdził,również bez zażenowania i poczucia odpowiedzialności,że przy tak powszechnym dostępie do szkół kończących się maturą naturalne jest to,że część absolwentów nie jest w stanie spełnić wymagań egzaminacyjnych.

Na miejscu obu panów,a także minister Katarzyny Hall i premiera Donalda Tuska nie byłbym taki zadowolony. Proponuję,aby oni wszyscy,ich doradcy i apologeci mocno uderzyli się w piersi. Powinni uderzyć się tak,aż zadudni.

Oto argumenty.

Po pierwsze – wyniki matury 2011 nie powinny być zaskoczeniem. W ciągu ostatnich pięciu lat /2007 – 2011/ współczynnik zdawalności egzaminu maturalnego systematycznie spadał. W 2007 roku wynosił on około 90 %,w latach 2008 – 2010 około 80%,by w 2011 roku zniżyć się do około 75%. Inaczej mówiąc,o ile w 2007 roku nie zdał matury co dziesiąty absolwent szkoły ponadgimnazjalnej,to w 2011 roku nie zdał jej niemal co czwarty. Trzeba było w tym czasie głęboko analizować przyczyny pogarszających się z roku na rok wyników i podejmować działania naprawcze.

Po drugie – nie jest prawdą,że tegoroczny słaby wynik wiąże się tylko z  wprowadzeniem obowiązkowej matury z matematyki. W pierwszym roku jej powszechnego obowiązywania nie zdało egzaminu z tego przedmiotu 13 % absolwentów /poziom podstawowy/,a w drugim, czyli obecnym 2011 roku – 21 %. Sytuacja i w tym przypadku nie uległa poprawie, lecz pogorszeniu,a powinno być raczej odwrotnie. Spadek wyników dotyczy również innych przedmiotów, np. język polski w 2007 roku zdało 99,2% absolwentów,w roku 2011 – 95%.

Po trzecie – przyczyna spadających wyników nie tkwi zasadniczo w wymaganiach egzaminacyjnych. Nie zmieniły się one bowiem co do istoty w ciągu omawianego okresu. Inna rzecz,że system wymagań egzaminacyjnych,przy zachowaniu koncepcji egzaminu zewnętrznego w stosunku do szkoły,wymaga daleko idącej modyfikacji.

Po czwarte – nie sprawdziła się w wielu aspektach reforma systemu oświatowego ministra Mirosława Handke,a szczególnie trzyletnie,a właściwie dwuipółletnie liceum oraz /z innych powodów/ gimnazjum.

Po piąte – negatywne rezultaty przynoszą źle przygotowane podstawy programowe i programy nauczania. Brakuje głębokiej korelacji pomiędzy podstawami programowymi i programami nauczania kolejnych szczebli edukacji. Jest dzisiaj tak,że w koncepcji programowej polskiej szkoły nic tak naprawdę się nie kończy całościowym efektem. Kształcenie ma charakter fragmentaryczny /np lektury szkolne sprowadzone zostały w wielu wypadkach tylko do części tekstów/,nie umożliwia to młodzieży zrozumienia procesów i zjawisk zachodzących w świecie.

Po szóste – swoje fatalne efekty ujawnia osłabienie i lekceważenie nadzoru pedagogicznego oraz zachwianie równowagi pomiędzy kompetencjami wyspecjalizowanych struktur edukacyjnych państwa /minister edukacji narodowej, kurator oświaty/ a samorządem jako organem prowadzącym szkoły. Jeżeli państwo rezygnuje,a tak dzieje się w ostatnich latach, z odpowiedzialności za polską szkołę,z troski o jakość edukacji oraz z instrumentów,które mają zapewnić wysoki poziom kształcenia,to nie należy się dziwić,że poziom ten będzie ulegał systematycznemu obniżaniu i staczał się w stronę bylejakości.

Po siódme – pomimo niżu demograficznego /który sam w sobie jest zjawiskiem groźnym dla przyszłości narodu i wymaga konkretnych działań ze strony państwa/ ani samorząd,ani rząd nie zadbał o to,aby zmniejszyć liczebność uczniów w oddziałach szkolnych i poprawić przez to warunki nauczania. Zmniejszenie liczebności klas niewątpliwie poprawiłoby poziom kształcenia i zapobiegłoby zwalnianiu z pracy nauczycieli. Niestety w dalszym ciągu,podobnie jak przed 30 – 40 laty,nierzadko zdarzają się w polskich szkołach klasy szkolne liczące 34 -36 uczniów.

Po ósme – w ostatnich latach ogromnej degradacji uległo średnie szkolnictwo zawodowe. Wyniki egzaminu maturalnego w technikach są znacznie niższe niż w liceach ogólnokształcących. Tak być nie musi i dawniej tak nie było. Sam ukończyłem technikum mechaniczne o specjalności obróbka skrawaniem,a po dobrze zdanej maturze z powodzeniem przeszedłem egzaminy na uniwersytecką polonistykę. Odbudowa szkolnictwa zawodowego jest dzisiaj pilną potrzebą czasu.

Zupełnie nie sprawdziło się jako typ szkoły liceum profilowane – jeden z efektów AWS – owskiej reformy szkolnictwa Mirosława Handke.

Po dziewiąte – słusznie stawiane jest pytanie o to,jak to się stało,że uczniowie liceum otrzymywali promocję do kolejnych programowo wyższych klas,a potem tak licznie nie zdali egzaminu maturalnego. Powstaje tu pytanie o korelację pomiędzy wymaganiami programowymi,zasadami oceniania i promowania uczniów a wymaganiami egzaminacyjnymi.

Po dziesiąte – wciąż fikcją jest to,o czym się mówi tak wiele,czyli wyrównywanie szans edukacyjnych pomiędzy dziećmi i młodzieżą ze wsi i małych miast oraz środowisk wielkomiejskich. Wyniki matury pokazują,że absolwenci szkół z dużych miast zdają maturę znacznie lepiej niż ich rówieśnicy z mniejszych miejscowości.

Nie wykluczam,że jakaś część uczniów nie przywiązywała właściwej wagi do nauki i dlatego nie zdała matury. Dotyczyć to może jednak kilku,a nie 25 % populacji.

Jak temu zaradzić? Co czynić należy?

System oświatowy w Polsce wymaga dzisiaj zasadniczej zmiany. Trzeba temu poświęcić wiele uwagi w debacie publicznej i w działaniach władz. Moim zdaniem zgodnie z programem Prawa i Sprawiedliwości należy przede wszystkim:

Po pierwsze – zrealizować przygotowany przez PiS narodowy program budowy przedszkoli w Polsce,aby upowszechnić edukację przedszkolną i wyrównać szanse edukacyjne dzieci od najwcześniejszego etapu kształcenia i wychowania /obecnie w 1/3 spośród ponad 1.500 wiejskich gmin w Polsce nie funkcjonuje ani jedno regularne przedszkole/.

Po drugie – objąć przedszkola tak jak szkoły subwencją oświatową z budżetu państwa.

Po trzecie – dokonać szybkiej i zasadniczej zmiany podstaw programowych i programów nauczania na poszczególnych etapach edukacji.

Po czwarte – zmniejszyć liczbę uczniów w oddziałach klasowych; w tym celu trzeba ustanowić standardy edukacyjne,wśród których sprawa ta znajdzie odpowiedni wyraz.

Po piąte – przywrócić czteroletni cykl kształcenia w liceach ogólnokształcących, co wymusi odpowiednie zmiany na poziomie gimnazjum i szkole podstawowej.

Po szóste – odbudować szkolnictwo zawodowe zarówno kończące się maturą,jak i inne typy szkół zawodowych.

Po siódme – skorygować system egzaminów zewnętrznych i powiązać go ściślej ze standardami kształcenia.

Po ósme – przywrócić uprzednią równowagę pomiędzy kompetencjami samorządu /organu prowadzącego szkoły/ i administracji rządowej jako regulatora systemu oświatowego i podmiotu sprawującego nadzór pedagogiczny nad procesem kształcenia i wychowania oraz wzmocnić pozycję dyrektora szkoły.

Po dziewiąte – zdecydowanie powstrzymać degradację nadzoru pedagogicznego i przywrócić jego realne znaczenie w funkcjonowaniu systemu oświatowego,co oznaczać będzie powrót do odpowiedzialności państwa za edukację narodową.

Po dziesiąte- zaangażować państwo oraz wszystkie struktury i środowiska społeczne w odbudowę autorytetu polskiej szkoły i zawodu nauczycielskiego w imię troski o przyszłe pokolenia i odpowiedzialność za to, co przed nami.

Dzieje ludzkości,historia naszej wspólnoty narodowej i powszechne doświadczenie wystarczająco chyba przekonują nas wszystkich ,że „takie Rzeczypospolite będą,jakie ich młodzieży chowanie”.

foto

foto

foto

foto

foto